top of page

Musimy się uderzyć w pierś!

Za obecną sytuację duchową, za poziom wiary, jakość naszego życia religijnego odpowiedzialni jesteśmy wszyscy, zarówno duchowni jak i świeccy.


Ostatnią rzeczą, jaką powinniśmy robić to zrzucanie winy na czynniki zewnętrzne, na ideologie, lewicę, masonerię, materializm, konsumpcjonizm, medialną nagonkę na Kościół, agresywny ateizm itp.


Nie można odrzucić faktu, że wspólnota wyznawców Jezusa najintensywniej rozwijała się w czasach wielkich prześladowań ze strony władców Imperium Romanum przez całe trzysta lat. W kolejnych okresach historii nie brakowało takich miejsc na naszym globie, gdzie mimo prześladowań, uczniowie Chrystusa stanowili grupę niezwykle żywotną i intensywnie ewangelizującą.


W Polsce po II Wojnie Światowej deklaratywnie mieliśmy społeczność prawie w 100% katolicką. Kościoły przez dziesiątki lat były pełne, przewodził nim dziś błogosławiony Kardynał Wyszyński i wielu innych wspaniałych, heroicznych biskupów, wśród których część doświadczona była prześladowaniami ze strony niemieckich faszystów i stalinowskich komunistów. Odważnie i gorliwie nieśliśmy dziedzictwo wielkiej rzeszy polskich świętych i błogosławionych, takich jak św. Andrzej Bobola, św. Faustyna, św. Adam Chmielowski i wielu innych. Bez wątpienia mieliśmy i w jakimś stopniu mamy wielki duchowy potencjał mocno zakorzeniony w polskiej Maryjności, w umiłowaniu Nabożeństw Majowych, Różańcowych, Gorzkich Żali, Rorat. Cieszyliśmy się tłumami na wielkich uroczystościach milenijnych, w czasie pielgrzymek Jana Pawła II, procesjach Bożego Ciała i pieszych pielgrzymkach na Jasną Górę.


Oczywiście nie można zlekceważyć siły wpływu wrogich ideologii i dobrze zaplanowanych i realizowanych ataków na wartości. Jednak uśpieni liczebnością wyznawców katolicyzmu nie poszliśmy w głąb, poprzestaliśmy na tym, co zewnętrzne, obrzędowe.


Mocniejszy powiew Ducha w postaci odnowy liturgicznej zapoczątkowanej przez ks. Franciszka Blachnickiego, a także sporej liczby grup charyzmatycznych nie wystarczył. W zasadzie cała rzesza, miliony katolików zatrzymała się na spełnianiu nakazów, wypełnianiu obowiązków, praktykowaniu biernym, wynikającym z tradycji, przyzwyczajenia, bez potrzeby pogłębiania. Wszyscy ponosimy za to winę. Wiernym świeckim jakoś to wystarczyło, zaspokajali minimalny poziom oczekiwań, trwali w przekonaniu, że można uważać się za wierzącego chodząc na niedzielną Mszę św. do swojego kościoła parafialnego, na nabożeństwa, rekolekcje parafialne, spowiadając się kilka razy w roku, świętując uroczystości. Duchowni zadowalali się znaczącą liczbą wiernych w murach kościoła, godziwymi kolektami, sporą ilością zamawianych intencji, ofiarnością na budowane świątynie.


Nie było jednak myślenia i działania w kierunku pogłębiania wiary, wzmacniania więzi, komunii, osobistej zażyłości z Jezusem.



Obecnie ponosimy tylko konsekwencje w postaci bardzo mizernej jakości duchowej tkanki społeczeństwa, co nieuchronnie prowadzi do agonii Kościoła w takiej postaci, jak funkcjonował przez ostatnie kilka dekad.

 
 
 

コメント


Duszpasterski
ruch
świeckich

Regulamin

Polityka prywatności

©2025 by DRuŚ

bottom of page